piątek, 17 lutego 2012

Australia



Australia - w krainie Aborygenów





17 lutego lecimy do Australii

Trasa podróży:

Warszawa
Londyn
Dubaj
Brunei
Melbourne
Launceston (Tasmania)
Brisbane
Cairns
Sydney
Blue Mountains
Mt Kosciuszko 2228 mnpm (najwyższy szczyt Australii, korona Ziemi)
Melbourne
Brunei
Dubaj
Londyn Warszawa

Australia (Związek Australijski, Commonwealth of Australia) – kraj położony na półkuli południowej. Jest najmniejszym kontynentem świata, obejmuje wyspę Tasmanię i inne znacznie mniejsze wyspy na Oceanie Indyjskim i Spokojnym. Australia nie posiada granic lądowych z żadnym państwem, ale ma sąsiadów poprzez morza. Od północy są to: Indonezja, Timor Wschodni i Papua-Nowa Gwinea;  na północnym wschodzie: Wyspy Salomona, Vanuatu oraz Nowa Kaledonia; na południowym wschodzie: Nowa Zelandia. Australia jest jedynym państwem, które jest również kontynentem.
Stanowi szóste pod względem powierzchni państwo świata.
Australia jest krajem wysoko rozwiniętym, z wielokulturowym społeczeństwem. Jest członkiem brytyjskiej Wspólnoty Narodów, zachowującym w aktach prawnych nazwę dominium. Ustrojem politycznym jest formalnie federacyjna monarchia konstytucyjna z dwuizbowym parlamentem. Konstytucja z 1900 (z późniejszymi zmianami); głową państwa jest Królowa Australii (obecnie Elzbieta II) reprezentowana przez gubernatora generalnego. Tytuł Królowej Australii został nadany panującemu monarsze brytyjskiemu w 1971 przez australijski parlament.
Praktycznie głową państwa jest gubernator generalny Australii reprezentujący Królową Australii Elżbietę II. Premierem Australii jest Julia Gillard. Władze ustawodawczą sprawuje dwuizbowy parlament, wyłaniany w wyborach powszechnych.

Australia jest synonimem kraju ludzi szczęśliwych, to najstarszy kontynent świata, zamieszkany  od ponad 60000 lat przez Aborygenòw. Ponad 200 lat temu zasiedlili go Brytyjczycy, którzy panowali wówczas na morzach. Obecnie państwo liczy 21 mln mieszkańców. Zajmuje obszar porównywalny z USA lub całą Europą. Ma niezwykle zróżnicowany krajobraz - suchy Outback, płaskowyże Wielkich Gór Wododziałowych, bujne lasy Tasmaii, lasy deszczowe i rafy koralowe północnych tropików oraz prawie 18000 km wybrzeża. Wsród roślin przeważają drzewa eukaliptusowe. Ikoną Australii jest kangur i koala. Dziobaki i kolczatki to jedyne z nielicznych przedstawicieli ssaków żyjące tylko na tym kontynencie.
Z całej populacji żyjących Aborygenów obecie pozostało jedynie 1.7%. Skutki europejskiego  kolonializmu okazały się tragiczne w skutkach. Do ludzi strzelano jak do zwierząt, dodatkowo nieznane dotąd choroby przywiezione przez Europejczyków oraz działania wojenne zdziesiątkowały tą populację. Dodatkowo "biali " chcąc odizolować się od Aborygenów pozamykali ich w wydzielonych rezerwatach co dla ich tubylczego i koczowniczego trybu życia okazało się również tragiczne. Dopiero w 1992 roku nastąpił widoczny przełom w stosunkach z Aborygenami gdy Sąd Najwyższy nie uznał prawa terra nullius, stanowiącego, że przed brytyjską kolonizacją Australia nie należała do nikogo :) dopiero od tego momentu zaczęto przyznawać prawo do zajmowanych przez Aborygenów terenów.
Głównym produktem eksportowym Australii były wyroby z wełny i sprzedaż mięsa owczego. Obecnie kraj ten jest największym dostawcą światowych diamentów, opali, wydobywa się węgiel, rudy żelaza a także uprawia się zboża. Coraz większe znaczenie dla tego kraju ma turystyka i produkcja wina.

17 wylot z Warszawy. Przelot do Londynu o 14.30 na Luton wszystko bez problemu i punktualnie. Jedziemy do Ely pod Cambridge, spotkanie z rodzina. Idziemy do knajpy pijemy australijskie wino z Południowej Walii, taki przedsmak wyprawy. Wracamy, jemy jeszcze karpatke Kasi (pyszna) i idziemy spać.Rano pobudka o 5, jemy śniadanie i jedziemy na Heatrow skąd lecimy o 10.10 do Australii. Podróż, 6 godzin do Dubaju, w Dubaju 2 godziny przerwy.O 22.45 czasu lokalnego lecimy do Brunei (Borneo) czas lotu 7 godzin 20 minut. Lecimy nad Oceanem Indyjskim, Indiami, Tajlandią, Wietnamem i Indonezją. Lądujemy w Brunei o 10:40 czasu lokalnego, z Brunei lecimy do Melbourne i lądujemy o 22.15 czasu lokalnego w niedzielę.
Ciekawostki linii Air Brunei. Właścicielem linii jest bardzo bogaty sułtan malutkiego państwa Brunei, leżącego na Borneo. Jedzenie w samolocie bardzo dobre, przy każdym starcie modlitwa muzułmanów. Na ekranach monitorów w samolocie oprócz informacji o parametrach lotu podają informacje o kierunku i odległości od mekki w Arabii Saudyjskiej (święte miejsce muzułmanów) najbliżej byliśmy około 300 mil.
Symbole Australii: bumerang, kangur, miś koala.


20 luty
Pierwszy dzień w Melbourne rozpoczęliśmy od zwiedzania Royal Botanic Garden, wyjechaliśmy na Eureka Tower aby zobaczyć z lotu ptaka panoramę miasta. Później widzieliśmy centrum sportu z słynnymi kortami gdzie rozgrywają się mecze tenisowe Australian Open, dalej w kierunku City, Parlament, China Town, South Gate, Katedry św. Patryka oraz Pawła, tour tramwajem 35 wokół miasta. Pierwsze wrażenie Melbourne pozytywne, duże podobieństwo amerykańskich miast, czysto, wszędzie pełno ludzi uprawiających jogging, jazdę na rowerze itp., przy czy zakładam, że taką cywilizację zobaczymy jeszcze w Brisbane i Sydney. Teraz siedzimy nad rzeką Yarra i ....... do zobaczenia kolejny raz.

Jeżeli chodzi o różnice czasu, to pomiędzy Australia a Warszawa jest 10 godzin różnicy. Chodzimy spać stosunkowo późno ale śpimy parę godzin i na razie to wystarcza. Za dwie, trzy noce pewnie złapiemy normalny rytm snu. Dzień rozpoczyna się o 6.30 kończy o 21.00 podobnie jak u nas kiedy jest lato.

Z lotniska Melbourne do centrum jest bardzo wygodne połączenie busem, sky bus który jeździ co 15 minut całą dobę i dojeżdża do centrum South Cross. 

Drzewa robią wrażenie. Przez ciepłą i wilgotną pogodę, okres wegetacji jest kilkukrotnie szybszy niż u nas.

Eureka Tower. Złote wykończenie przypomina o "gorączce złota" która tu była.
Melbourne widok z Eureka
Eureka
Melbourne. Życie miasta
Melbourne nocą.
Teraz lecimy na Tasmanię, pożyczamy samochód, naszym celem jest pozwiedzanie parków narodowych. Jedziemy z Launceston do Devonport na wybrzeże, następnie zapuszczajac się w kierunku centrum wyspy, mijamy duże farmy owiec i krów, klimaty przypominają Nową Zelandię. Następnie jedziemy w kierunku Gunns Plains do parku Wildlife park, gdzie odgladamy diabły tasmanskie, posumy, kangury, koala, rożne papugi itp. Później w kierunku Cradle Valley wizytòwki Tasmaii (Cradle Mt. 1545 mnpm) tam chcieliśmy zatrzymać się na noc, niestety wszystko było zajęte więc pojechaliśmy w kierunku Rosebery tam tez nic nie znaleźliśmy, dopiero w Zeehan znaleźliśmy .... karawan, pierwsze średnio mi się to podobało ale była już 20.30 więc nie było szans znaleźć innego wolnego miejsca, trochę nauczka na przyszłość aby przyjeżdżać wcześniej i szukać noclegu jeszcze jak jest jasno. Karawan okazał się bardzo ok. Kiedy rano wstałem, przed karawanem przywitał mnie kangur tzn jak mnie zobaczył szybko uciekł do lasu. Po porannym śniadaniu jedziemy w kierunku Queenstown (kopalnie złota, srebra i miedzi) i pòźniej lasami deszczowymi w kierunku Derwent Bridge. Widoki super, paprocie, drzewa eukaliptusowe robią wrażenie.  Przejeżdżamy przez parki Cradle Mountain Lake St. Clair National Park oraz Franklin Gordon Wild Rivers National Park pózniej wracamy do Launceston, meldujemy się w motelu North Lodge i jedziemy jeszcze w kierunku Beauty Point.
Kolejnego dnia jadę na lotnisko oddać samochód i wracam do centrum. Zwiedzamy Launceston, później idziemy do Cataract George Reserve dwugodzinny trekking do jeziora, wcześniej zwiedzamy zabytkowe młyny ziarna zbóż Penny Royal World. Po południu lecimy do Brisbane. W taksówce kobieta ostrzegała nas,  że jest bardzo gorąco i humidity. No cóż, lato to lato. W przeciwieństwie do kontynentalnej Australii na Tasmanii klimat jest umiarkowany. Obecnie w dzień temperatura jest w granicach 20-25 stopni, w nocy wieje chłodniejszy wiatr i temperatura jest w granicach kilkunastu stopni. Jak dla nas klimat super.
Opuszczamy Tasmanię mając niedosyt bo jest dużo fajnych miejsc do zobaczenia (parki, plaże) ale pewnie trzeba by było zatrzymać się przez miesiąc, no cóż, może następnym razem.
Australijczycy bardzo przestrzegają przepisów o zakazie wwożenia do Australii jakichkolwiek produktów, mają w tym celu specjalnie tresowane psy, które wąchają bagaże i wyłapują niesfornych turystów. Sprawdzają tez czy nie wwozisz wszelkiego rodzaju nasion, ziemi itp. Pytają na lotnisku czy masz buty trekkingowe, celem pokazania czy pod podeszwą nie ma resztek ziemi przywiezionej z Europy.



Tasmania
Tego chyba nie musze podpisywac :)
Diabel Tasmanski
Mis koala


 Który nawet daje się pogłaskać jak zażera liście eukaliptusa :)

A tu kangur w całej okazałości

Ten dał się nakarmić, ale był za siatką.

Kwiat Banksji. Podobno występuje tylko w Australii (w naturze oczywiście)
Ograniczenia prędkości na drodze ze względu na kangury
Najczęściej można je spotkać .... martwe potrącone przez samochód.

Lecimy z Launceston do Brisbane
Do zobaczenia nastepnym razem, no worries.

Kolejny dzien.

Zwiedzanie Brisbane rozpoczęliśmy od South Bank, Parklands (sztuczna plaża) następnie poszliśmy na Brisbane Wheel (koło) z panoramą miasta. Obserwujemy najważniejsze punkty. Następnie przez Wiktoria Bridge idziemy w kierunku centrum, przechodzimy Queens Road, zagladamy do kościola św. Szczepana, następnie katedra anglikanska św. Jana, budynek Parlamentu, Anzak Square - park z rosnacymi baobabami (robią wrażenie). Ogladamy Old Government House, Parliament House, Ratusz miejski z wieżą zegarową w stylu włoskiego renesansu. Niestety zaczyna padać ciepły ale intensywny deszcz i zwiedzanie staje się ograniczone, więc idziemy do restauracji japońskiej. Na głównych ulicach panuje duży ruch, jest piątek ludzie siedzą w restauracjach i odbywają się koncerty. Nazwy ulic rownoległych do siebie noszą nazwę imion żeńskich a prostopadle do nich, imiona męskie, co bardzo ułatwia poruszanie się po mieście. Miasto bardzo czyste i dobrze zorganizowane. Wracamy wieczorem do Natalii i Darka. Wieczorem dyskusje o Australii i Polsce.
Rano jedziemy na lotnisko po samochod, w wypożyczalni niespodzianka bo zarezerwowlem samochod middle a w tej samej cenie podstawili nam Toyote Camry więc najbliższe siedem dni podróżowania do Cairns czyli ponad 1700 km wybrzezem, będziemy przemierzać dobrym samochodem.
Nastepnie udajemy sie w kierunku Mount Coot-Tha, zdobywamy punkt widokowy na Brisbane (polecamy, warto będąc w Brisbane przyjechać tutaj). Kolejny punkt to Ogród Botaniczny z roślinnością z całego świata. Nam najbardziej przypadły do gustu tropikalne lasy deszczowe, ogród japoński oraz ogród bonsai. Opuszczamy Brisbane i jedziemy w kierunku Sunshine Coast. 

 
 Centrum Brisbane. Katedry pomiędzy nowoczesnymi budynkami.


Baobaby w centrum miasta.

A to my na Mount Coot-Tha

 
 Widok Brisbane z Mount Coot-Tha.

 A to jaszczurka wygrzewająca sie do słońca.

 No i park japoński w ogrodzie botanicznym.

Przejeżdżamy przez Glasshouse National Park (10 gór, które wyrastają co kilka kilometrów, robią niezłe wrażenie, ponieważ teren parku jest nizinny. Te góry to wulkany, które obrosły lasami deszczowymi. Nastepnie przejeżdżamy obok Australia Zoo Steva Irvina, to ten który nakręcił bardzo dużo filmów dla National Geografic o krokodylach, które karmił, bawił się z nimi itp. Niestety zginął tragicznie pływając z płaszczkami, gdzie jedna z nich śmiertelnie raniła go swoim bolcem. 


Następnie jedziemy do miejscowości Caloundra gdzie zatrzymujemy się na noc. Idziemy na wybrzeże, pogoda super, 27 stopni, wieje ciepły wiatr i jest wysoka fala. Po Brisbane to dobry czas na złapanie oddechu na dalszą drogę. Aha, dostaliśmy tez SMS od znajomych, że kilkadziesiat kilometrów dalej gdzie się wybieramy jest powódź i drogi są zamknięte, mamy nadzieje ze jednak nie będziemy mieli problemów z przejazdem i dotrzemy do Rockhampton.
26.02
Wyjeżdżamy z Caloundra i jedziemy w kierunku Noosa Heads, zatrzymujac sie na plazach Peregian Beach oraz Sunschine Beach. Po drodze pelno znakow informujacych o wystepujacych w tym miejscu koala (nam sie nie udalo zobaczyc tam zadnego miska) następnie wyjeżdżamy na teren Tewantin Forest Reserve i jedziemy na lookout. Widoki super. 
To drzewo to trawa
Opuszczamy wybrzeże kierujac się do miejscowości Gympie na autostradę Bruce HWY, majac nadzieje ze od wczoraj udroznili autostrade i bedzie przejezdna. Niestety 22 km przed Gympie policja blokuje drogę i informuje, że droga nadal jest nieprzejezdna i trzeba jechać objazdami. Po analizie mapy stwierdzamy, ze aby dostać się na drogę alternatywna musimy przejechać dodatkowe 200 km, no cóż, nikt nie mówił ze będzie łatwo, Australia to nie Europa, więc drogi są limitowane, tutaj i tak na razie jest ok bo jest cywilizacja. Musieliśmy trochę wrócić z powrotem w kierunku Brisbane i pojechać autostardą D'Augilar HWY. Ostatecznie ominelismy zalane tereny i dojechalismy do miejscowości Childers. Tutaj z autostradami jest podobnie jak w Nowej Zelandii, z dużych miast owszem autostrada czasami ma nawet cztery pasy, ale kilkadziesiąt kilometrów za miastem najczęściej jest to normalna droga dwukierunkowa. Dlaczego tak jest? Ponieważ im dalej od miasta, ruch jest minimalny więc nie ma potrzeby budowy szerszych dróg. Podobno na outbacku jest tylko jedna nitka drogi i w sytuacji kiedy jedzie TIR, trzeba uciekać z drogi na pobocze :) bo TIR ma pierwszeństwo.
27.02
Dzikiego wyjazdu ciąg dalszy. Z miejscowości Childers zmierzamy w kierunku Rockhampton drogą Pacyfic Coast Touring Route (Bruce HWY nr 1). Przejeżdzamy obok plantacji trzciny cukrowej, (ten obszar jest najwiekszym producentem cukru w Australii) mijamy farmy pasacych sie na duzych przestrzeniach krow (z ras krow koloru czarnego i czerwonego teraz coraz wiecej jest krow bialych z garbem - podobnych do tych w Indiach - tylko grubsze).
Wjezdzamy do miasteczka Rockhampton i idziemy na Zwrotnik Koziorożca (Tropic of Capricorn) na 23 stopniu, 26 minucie. Następnie zwiedzamy farmę krokodyli Koorana Crocodile Farm. Farma robi duże wrażenie, hodowla liczy ok. 3000 sztuk,  umiejscowiona jest na mokradlach, widać, że osoba która oprowadza nas po farmie jest pasjonatem. To firma rodzinna, czesc krokodyli hodowana jest na mieso i skóry. Można zjeść stek z krokodyla. Idziemy na karmienie krokodyli, jest 14 godzina ponad 30 stopni ciepła więc zwierzęta leniwie wychodzą ze zbiorników, największa sztuka waży 700 kg i ma ponad 6 m długości (naprawdę duże sztuki). 
Na wschodnim wybrzeżu wszędzie można spotkać kolorowe papugi.
A po drodze na stacji paliw zjeść soczystego hamburgera z prawdziwym stekiem.

 Roboty drogowe idą całą parą, co chwile coś remontują, a mówili że to tylko w Polsce.
 Na rodzinnej farmie krokodyli. Hodowla 3000 sztuk. Niezły biznes.
 Te wyglądają na głodne.

 Ten ma 4 miesiące i już może zrobić krzywdę człowiekowi.

 A tu po drodze targ, głównie ze świeżymi owocami ale na zapleczu można znaleźć i kupić najróżniejsze starocie, które nikomu nie były potrzebne.

Witamy w Rockhampton na zwrotniku Koziorożca.
 No i jest zwrotnik.

Po południu jedziemy w kierunku Mackay. Zatrzymujemy się w miejscowości Carmila.
 Ostatnia podróż i zamknięta przez powódź autostrada pokazała jak wiele trzeba mieć szczęścia, żeby pokonać bez problemów 1700 km, jadąc autostardą, szczególnie w stanie Queensland (pogoda tropikalna) gdzie często pomiędzy swiecącym słońcem pada ciepły intensywny deszcz. Te opady powodują lokalne podtopienia i powodzie. Oczywiscie na drodze umieszczone sa znaki informujace ze sa to tereny zalewowe. W najnizszych punktach drogi na niskich mostkach postawione sa wskazniki wysokosci wody, wiec w momencie zalania drogi i wystapienia wody nad mostek, widac na jakiej jest wyskości i kierowca decyduje czy  przejeżdża przez przeszkode czy nie. Oczywiscie przy duzych opadach i wysokim stanie wody, droga jest zamykana i trzeba szukac objazdu czasami 200  - 300 km dalej, niestety. Większość Auusie porusza się jeepami z napędem na cztery koła, co w tym klimacie wydaje się być obowiązkowe. Na noc zatrzymujemy się w motelach. Trzeba pamiętać aby miejsca do spania szukać do godziny 17, 18; pózniej możecie mieć problem, ponieważ Australijczycy idą do domu i wywieszają kartkę ze wszystko jest zajęte. Z baza noclegową na wschodnim wybrzeżu nie ma większego problemu a standard jest naprawdę ok.
28.02
Chcemy dzisiaj pokonać ponad 500 km, więc wczesna pobudka i jedziemy w kierunku Mackay. Mijamy farmy i plantacje trzciny cukrowej. O 12 jesteśmy na Airlie Beach, miejsce gdzie wypływa się na Whitsunday Island. My zatrzymujemy się na lagunie na plazowanie, czysty piaseczek, bardzo ładny port. 

 Airlie Beach

Podtopienia dróg to norma.

 Dzika Australia - przydrożny hotel.

Oprócz zdjęć kręcimy film.


Po południu nadchodzi burza więc koło 16 zwijamy się i jedziemy w kierunku Townsville. Wieczorem docieramy do miasteczka, wynajmujemy hotel nad plażą i postanawiamy zostać tutaj dwa dni. Dzisiaj przemierzając australijskie drogi, zdałem sobie sprawe ze jest kilka rzeczy podobnych do naszych. I tak, stoi policja z radarem, kierowcy ostrzegają się światłami, na drodze pomimo, ze jest autostardą trzeba uważać na dziury, tak na dziury. Jedziemy i nagle w drodze trzy cztery sporej głębokości dziury, oczywiście nie wszędzie ale przy prędkości 110 km/ h można urwać koło więc trzeba mocno skupiać się na drodze i dodatkowo na pobocza, żeby żadne zwierze się nie wplatalo pod koła. Jedyne co nas odróżnia to prędkość, generalnie przy ograniczeniu prędkości do 110 km/ h maksymalne przekroczenie jakie zauważyłem to maksymalnie o 10 km/ h. Wiecej się nie opłaca poniewaz mandaty są drogie. Wystepowanie dziur jest efektem słabego utwardzenia podłoża drogi i w przypadku intensywnych opadów przy nacisku dużych samochodów ciężarowych występują wyboje.
Wieczorem spotkaliśmy kilku Aborygenow, ale generalnie jest ich jak na lekarstwo, daleko ich przegonili ci Brytyjczycy :(
29.02
Rano płyniemy ferry na Magnetic Island. Na wyspie wsiadamy do autobusu i bierzemy kurs na Horseshoe Bay. Piękna dzika plaża z dostępem do rafy koralowej. Bierzemy kąpiel w morzu. Następnie 2 km dalej, idziemy wytyczona droga przez las do kolejnej dzikiej plazy. Docieramy do Balding Bay, równie piękna jak poprzednia, wpadamy na pomysł aby na kolejna plaże przedostać się brzegiem przechodząc przez głazy.  Była to głupia, jak się pózniej okazało decyzja. Okazało się, ze w połowie drogi nie było przejścia, dalej więc pomiędzy ostrymi gałęziami musieliśmy wchodzić do lasu, są to lasy namożynowe więc przechodzenie nie było proste, zaczęła nam się kończyć woda a słońce paliło strasznie. Generalnie po godzinie krążenia dotarliśmy do Radical Bay. W drodze powrotnej okazało się ze, idac lasem była łatwa przełączka pomiędzy tymi plażami, niestety słabo oznaczona. No cóż przy okazji zaliczyliśmy survival, ale nie polecam. Po spędzeniu paru chwil na plazy wróciliśmy na plaże Horseshoe Bay gdzie ponownie wykąpaliśmy sie i wieczorem wróciliśmy, pierwsze autobusem, pózniej ferry do Townsville. Przy okazji, Townsville to dobrze zorganizowane miasto z wybrzezem, plażą, ścieżkami do biegania. Aussie (Australijczycy) uprawiają wszelkiego rodzaju sporty a poranny i wieczorny jogging dla wiekszosci jest obowiązkowy. Ludzie są szczupli i widać ze dbają o siebie, więc nie ma takich widoków ludzi o nadwadze jak w Ameryce. Wieczorem idziemy do knajpy i próbujemy mięsa z kangura.
Jutro jedziemy do Cairns.
1.03
Rano opszczamy Townsville i jedziemy w kierunku Cairns 350 km. Po drodze w jednym miejscu przejeżdżamy przez zalaną autostradę. Stan wody na szczęście nie jest tak wysoki, ruch odbywa się wahadłowo. Parę centymetrów wody więcej i droga zostałaby zamknięta. Po poludniu zatrzymujemy sie w Parku Narodowym i idziemy lasami deszczowymi do Josephine Falls. Miejsce warte zobaczenia. Następnie mijamy Wallsh Piramid 922 m a po południu docieramy do miasteczka Cairns. W tym miejscu, ponieważ przejechaliśmy już samochodem ponad 2600 km chciałbym nawiązać do kangurów. Generalnie jest tak, że będąc na Tasmanii widzieliśmy dużo kangurów .... zabitych na drodze. Przemierzając Australię kontynentalną na drodze jest ich zdecydowanie mniej. Żeby spotkać żywego kangura na wolności trzeba mieć na prawdę szczęście. W Zoo oczywiście można je zobaczyć. Są to inteligentne zwierzęta i raczej stronią od ludzi. Obecną populację kangurów szacuje się na ok. 20 mln sztuk. Najczęściej wychodzą one na ulicę o zmierzchu kiedy jest nagrzany asfalt i ta pora jest bardzo niebezpieczna dla kierowców, wtedy prawdopodobieństwo zderzenia się jest bardzo duże. Praktycznie wszystkie samochody cieżarowe i terenowe posiadają na przodzie stalowe ramy aby w przypadku zderzenia ochronić samochód i pasażerów. Zderzenie z kilkunasto lub kilkudziesiecio kilogramowym zwierzęciem może źle się skonczyć dla kierowcy i pasażerów, nie wspominając o kangurze, ktorego los jest przesądzony. Widziałem, że niektóre samochody osobowe, również posiadają takie zabezpieczenia. Dodatkowo na samochodach montowane są anteny, grubsze niż nasze na CB, które wysyłają fale odstraszające te zwierzęta (podobno działa).
Cairns uważane jest za mekkę i bazę wypadową na Wielką Rafę Koralową. Jutro wybieramy się na całodniową wycieczkę na rafę.

2.03
Rano jedziemy do portu, kupujemy całodzienny bilet i płyniemy na rafę. Po 45 minutach dopływamy do Green Island, następnie płyniemy na Norman Reef, położonej ok. 40 km od brzegu i 8,5 km od szelfu kontynentalnego (continental shelf). Widoki super, bardzo duże korale, mózgowce, ukwiały(w porównaniu z Morzem Czerwonym) dużo ciekawych dużych ryb, zaraz po zejściu z platformy "przywitał" nas Napoleon :). Dwukrotnie wchodziliśmy do wody. Była piękna słoneczna pogoda. Wielka Rafa Koralowa rozciąga sie na szerokości ok 35 km i długości kilkuset kilometrów. Robi wrażenie. Na łodzi i wogóle w Cairns spotykamy bardzo dużo Japończyków, nie wiem czy mają wakacje czy po prostu tylu ich jest. W mieście spotkaliśmy kilkunastu Aborygenów. Co ciekawe do tej pory w Australii nie spotkaliśmy żadnego Rosjanina, podróżując po świecie wszędzie jest ich pełno.

 Wszechobecne kolorowe papugi.
 Snorkowanie na Wielkiej Rafie Koralowej. 
 A tu wspomniany wcześniej Napoleon (to nazwa ryby)

 Widok na Green Island.

Green Island coraz dalej.
 Dopływany do naszej platformy gdzie będziemy podziwiali rafę.

Wszystko na platformie zaplanowane.
Po powrocie do Cairns, przechodząc centrum miasta zobaczyliśmy na drzewach nietoperze. Kilkukrotnie większe niż w Polsce.
 
3.03
O  12.45 lecimy do Sydney. Wieczorny spacer po Harbour Bridge i widok na City.  Harbour Bridge ukonczony zostal w 1932 roku. Jest mostem jednoprzeslowym, łukowym, zwanym "wieszakiem". Przęsło zawieszone jest 59 metrow nad ziemią, a łuk mierzy 503 metry i dzwiga cały ciężar.
Następnie spacer uliczkami dzielnicy Rock. Na maszcie przy Loftus Street powiewa brytyjska flaga. W tym miejscu odbyła się pierwsza ceremonia wciagniecia flagi na australijskim kontynencie - 26 stycznia 1788 roku, dokonał tego Artur Philip, ogłaszając założenie nowej kolonii.
4.03
Rano idziemy spacerem przez Harbour Brigde w kierunku Opera House. Obiekt budowano kilka lat i oddano do użytku w 1973. Z daleka robi wrażenie, z bliska widać, że jest dobrze wykończony, cała powłoka dachów wyłożona jest różnymi odcieniami małych płytek ceramicznych. Z Opera House obserwujemy wycieczki ludzi chodzących po górnych przęsłach Harbour Bridge. Następnie idziemy w kierunku Hyde Parku, dziewczyny zwiedzają katedrę. Kolejny punkt to Sydney Tower, z widokiem na całe miasto i okolice. Jemy lunch i idziemy do Wildlife World (koala, kangury, motyle, węże) oraz do Aquarium (rybki rzek Australii, rekiny, płaszczki, manty, rafa koralowa). Warto zobaczyć te miejsca i od razu kupić bilet łączonych ponieważ można sporo zaoszczędzić. Po krótkim odpoczynku jedziemy bezpłatnym autobusem 555 po ulicach Sydney a na koniec kolejką Monorail - Sydney by night. Widać, że Sydney jest największą metropolią Australii, liczba drapaczy chmur, knajp, muzeów, możliwości rozrywki jest zdecydowanie większa od tych w innych miastach. Widać, że jest to miasto mocno kosmopolistyczne, miasto ludzi młodych, czuje się pozytywną energię. Generalnie w Australii, podobnie zresztą jak w Azjii odczuwa się ten dynamizm i młodość, w porównaniu do Europy. W Sydney kilkukrotnie doświadczyliśmy uprzejmości Australijczyków (w innych miejscach mniej, ale może dlatego, że tej pomocy nie potrzebowaliśmy).  Dla przykladu, szukaliśmy naszego hotelu w Sydney, idziemy drogą, mapę mielśmy mało dokładną. Po chwili marszu stwierdzam, że chyba nie idziemy w dobrym kierunku, wiec wchodze do sklepiku, pytam panią gdzie jest ta droga. Pani (jakaś Japonka) mowi ze jest tu nowa, bardzo mnie przeprasza, ze nie moze pomoc ale wybiega ze sklepiku i łapie gościa aby mi wskazał drogę. Gość owszem mieszka w tej dzielnicy ale takiej drogi nie zna, ale... ze stoickim spokojem wyciaga komorke, wpisuje w google adres i juz wiemy gdzie mamy pojsc. To jeden z przykładów. Jedziemy metrem zagadują, wyciągasz mapę pytają czy pomóc. I to jest fajne, bo wiesz ze możesz liczyć na pomoc. w Europie różnie z tym bywa.


 Sydney nocą.

 Sydney nocą. Widok na Downtown i North Bridge.

 Korona słynnego North Bridge.

 City


Moja żona znalazła dla siebie "zabawki"

 Opera House.

 Przed katedrą pomnik JP IIz okazji Światowych Dni Młodzieży.
Widok z Tower (tej która jest na zdjęciu poniżej)


 "Znajomi"

 Aborygen.
5.03
W Polsce niedziela 22.30 u nas już poniedziałek 8.30. Jedziemy w kierunku Canberry - stolicy Australii, później Alpy Austalijskie. Chcemy zdobyć Górę Kościuszki. Najwyższy szczyt Australii. Mieliśmy w planie zobaczenie jeszcze parku Blue Mountains, niestety po sprawdzeniu pogody i deszczowej prognozie pogody w tym rejonie zrezygnowaliśmy z tego punktu wyprawy.
Rano w Sydney pozyczylismy samochód i tu ciekawostka, okazało się że w Austalii niektóre autostrady są płatne. Pomyślałem chwilę, że przejechałem do tej pory ponad 3000 km i teraz się dowiaduję takich rzeczy, ale spokojnie. Poprosiłem o dokładne wytłumaczenie gdzie są te płatne autostrady. Facet nie był za bardzo zorientowany, wiedział tylko że są i akurat tam gdzie jadę czyli w kierunku Melbourne z Sydney będziemy przez takie przejeżdzali, więc proponuje mi stałą opłatę 11 dolarów za dzień i dostaję takie urządzenie i nic mnie nie obchodzi. Mówię facetowi, ze do tej pory nie widziałem nigdzie żadnych bramek i napisów że, autostrada jest płatna. On mi mówi, że w Australii nie ma żadnych bramek tylko są kamery które czytają twoja elektroniczna płatność. Nikt się nie bawi w bramki, płacisz przez telefon kartą. Powiem tak, jak wszystko mają opisane i wytłumaczone bardzo dokładnie i łopatologicznie, tak o płatnych autostradach nic. A przede wszystkim jak za nie płacić. Dowiedziałem się ze na Tasmanii drogi są bezpłatne, więc 650 km było ok, droga z Brisbane do Cairns  generalnie bezpłatna, znalazłem dwa miejsca płatne w Brisbane, tj. CLEM 7 Tunnel - tam nie jechaliśmy bo tunel był zamknięty i druga Gateway Motorway (i tu nie wiem czy jechaliśmy tym odcinkiem, mam nadzieje ze nie i plan wyjazdu Natalii nie obejmował tego odcinka). Finalnie na odcinek Sydney - Melbourne wykupiłem opcję opłat 11 AUD za dzień, żeby mieć z głowy. Tyle o autostradach. Aha, pisałem Wam że mają dziury w tych autostradach, dzisiaj niestety zaliczyłem jedna z nich i przebiłem koło, także była szybka akcja wymiany. Zastanawiam się czy tak jak w Europie można właściciela drogi podać do sądu, bo naprawdę to nie jest śmieszne, jedziemy gladziutkim asfaltem i nagle dziura na 10-20 cm. Tu nawet nie chodzi o koło, tylko o bezpieczeństwo.
Po drodze do Parku narodowego Kościuszki przejeżdżaliśmy przez Canberre - stolicę Australii. To bardzo ciekawe i spokojne miasto. Cenrum miasta oplywają od północy wody jeziora Burley Griffin, a jego ramy wyznaczają cztery wzniesienia, góry Black i Ainslie na północy oraz wzgorza Capital Hill i Red Hill. Niektórzy twierdza ze klimatami miasto przypomina prowincję. Rzeczywiście żadnego wieżowca, w wiekszosci same budynki rządowe, uniwersytet, knajpy. Zwiedziliśmy Black Mountain Tower, super widok na miasto oraz budynek parlamentu Parliament House, który robi niesamowite wrażenie. W bardzo nowoczesnym stylu z widokiem na Canberre, Old Parliament House oraz Anzac Parade. Stlica położona jest w bardzo malutkim stanie ATS (Australijskie Terytorium). Generalnie warto zaglądnąć do tego miejsca.

Widok na stolicę Australii, tak tak stolicą nie jest Melbourne ani nie Sydney.

 Widok na Canberrę - stolicę.

 Parlament Australii w Canberze

Z Canberry jedziemy do miejscowości Cooma, następnie do Jindabyne gdzie zatrzymujemy się na noc. Jutro planujemy 20 km trekking i zdobycie Mount Kosciuszko.

6.03

Rano wstajemy dość wcześnie, pijemy herbatę i wyjeżdzamy w kierunku Charlotte Village. Przyjezdzamy i okazuje się ze w miejscowości nie ma żadnego sklepu, więc wracamy do wcześniejszej wioski Perisher. Okazuje się, że tam tez nie ma sklepu. Na szczęście na zamknietej stacjii narciarskiej pozostały czynne automaty, więc kupujemy jedną colę, dwa powerade,  1 snikersa i 2 marsy. To nasza wyprawka w góry, dodatkowo kilka kromek chleba, migdały i ciastka. Wyruszamy z Charlotte o 10.30. Do przejścia mamy 20 km. Pogoda na trekking jest ok. Góry zatrzymują chmury, robią niesamowite wrażenie, olbrzymie przestrzenie dolin, przechodzimy przez źródła rzeki Snowy River. Po godzinie marszu spotykamy przestarszoną Austaralijkę, która twierdzi, ze widziała we mgle jakiegoś strasznego faceta i wraca z powrotem i przestrzega nas żebyśmy nie szli. Pomyślałem, ze kobieta przeczytała chyba za dużo książek fantastycznych.  Pozniej pomyślałem, że nie po to jechaliśmy prawie 20 tys km aby teraz zawracac. Idziemy dalej, przepiękne doliny, przplatają się chmurami. Po 4 godzinach marszu Charlotte Pass, mijając jeziora Blue Lake, Lake Albina, Club Lake, zdobywamy najwyższy szczyt Australii. Wielka satysfakcja. Na szczycie dość chłodno, kilka stopni. Czytamy pamiątkową tablice, robimy fotki, nagrywany. Następnie kolejne 4 godziny inna droga Rawson Pass, schodzimy z powrotem do Charlotte. Wracamy o 17.45. Jedziemy w kierunku Thredbo Village, gdzie zatrzymujemy się na noc. To miejsce ma dostęp do wiekszosci wyciągów narciarskich i dla tych, którzy nie chcą zdobywać Mt. Kosciuszko tylko drogą pieszo, wyjeżdża kolejka linową, która skraca drogę na szczyt. Miasteczko bardzo ładne, w zimie czyli w lipcu jest tu prawdziwa zima.

Gdzieś po drodze na autostradzie. Uwaga na węże !!!!!
No i wjeżdżamy do Parku narodowego Kościuszko.
20 km trekking na szczyt "dachu" Australii
No i ... jesteśmy, zdobyliśmy Górę Kościuszki.
Jeszcze jedna fotka na szczycie Australii.
Z 20 km zostało nam jeszcze 11, :( ale widoki rekompensują trudy.
Widoki na Alpy Australijskie. Tu w ziemie czyli w lipcu i sierpniu jeździ się na nartach.
A tu potwierdzenie, widok na dolne stacje narciarskie. Te drzewa nie są ośnieżone bo w lutym jest tu lato. One po prostu maja białą korę.
7.03

Rano pokonujemy 80 km odcinek kretymi drogami Parku Narodowego Kościuszki i kierujemy się do Melbourne, ostatnie dwa dni zamierzamy spędzić w najwiekszych winnicach Victorii, Yarra Valley. Po południu docieramy do miejscowości Healesville. Kupujemy wino z tutejszych winnic i .....

8.03

Dzień rozpoczynamy od wizyty w winnicy Domaine Chandon, jedna z największych winnic w tym rejonie, specjalizującej się w produkcji win musujących. Obchodzimy winnice z przewodnikiem, edukujac się w zakresie procesu powstawania wina od momentu zerwania grona winogrona do etykiety i dystrybucji. Następnie idziemy na degustację, kupujemy dodatki do wina, każdy inny zestaw, degustujemy, mamy super widok na dolinę Yarra Valley. Po godzinie 15 opuszczamy winnice i jedziemy do Maroondach Reservair. Przechodzimy wyznaczoną trasą przez zaporę, pózniej przez las, który kilka lat temu spłonął, widać opalone potężne drzewa eukaliptusowe osmolone a na dole nową odradzającą się przyrodę. Generalnie na wschodnim wybrzeżu Australii wegetacja roślinności przebiega kilkukrotnie szybciej niż u nas. Jest to spowodowane idealnymi warunkami klimatycznymi, łagodnym lub tropikalnym klimatem więc przyrosty roczne roślinności są bardzo duże. Kończymy dzień, przepakowujemy bagaże i przygotowujemy się do jutrzejszego powrotu do Europy. Podróżując po wschodnim wybrzeżu w zależności od rejonu mieliśmy różną długość dnia i tak podróżując od Brisbane do Cairns czyli coraz bliżej równika dzień trwał od godziny 6 do 18. Natomiast jak byliśmy w Melbourne czy na Tasmanii dzień trwał od godziny 6 do 20.30 więc dłużej mogliśmy cieszyć się dniem - w końcu to końcówka lata :)

9.03

Rano pobudka, jedziemy na lotnisko, oddajemy samochod, odprawiamy się i odlatujemy Royal Brunei przez Borneo (Bandar Seri Begawan - stolica Brunei),  Dubaj do Londynu a następnie do Warszawy. Lecimy przez centralną Australię, mijając Alice Springs, Darwin, dalej nad Morzem Timor, Leca, Dili, Ujung. O 9 rano czasu polskiego lecimy nad równikiem niedaleko Balikpapan, Sulawesi, Molucca Sea. Po wylądowaniu w Brunei bierzemy 2 godzinny tur po stolicy, zatrzymujemy się przy dwóch najwiekszych meczetach południowej Azji (robią wrażenie złote kupuły, wnętrze wykończone marurem sprowadzonym z Włoch) następnie jedziemy na targ gdzie żywią się mieszkańcy stolicy, na straganach handlują różnymi owocami, próbujemy niektorych. Sluchamy przewodnika, który opowiada o sułtanacie i wysokim poziomie życia mieszkańców w tym kraju (nie płaca podatków, paliwo kosztuje 0,5 dolara, za wizytę u lekarza płacą 1 dolara, mieszkańcy otrzymują od rzadu wybudowane mieszkanie za które płaca niewielki czynsz miesięczny, nie placa za wode i prad, wszyscy mowia po malajsku i angielsku. Brunei liczy 250 tys mieszkańców a mieszkańcy posiadają milion samochodów.
Meczet. Stolica Brunei. Wyspa Borneo.


To na tyle : ) nasza podróż dobiega końca. Przy okazji pozdrawiamy Natalię i Darka. Natalii dziękujemy, za codzienne SMS-y o pogodzie w rejony, które mieliśmy przemierzać, szczególnie, ze w tym okresie było dużo powodzi. Plan zrealizowaliśmy, zostawiliśmy sobie kilka rzeczy na następny raz, bo jesteśmy przekonani, że jeszcze tu wrócimy zobaczyć inne klimaty.

Zdjęcia, filmiki i podsumowanie obiecuję zrobić po powrocie. Trzymajcie się. No woories.


Podsumowanie.
Autostrady (płatne i bezpłatne) płatne bez bramek, trzeba wiedzieć które są płatne aby nie zapłacić kary. Miejscami drogi sa słabej jakości, występują dziury, nierówności, nawet w autostradach.
Kangury, najczęściej zobaczysz zabitego, żywego na pewno zobaczysz w Wildlife, Zoo i jak będziesz miał szczęście.
Znaki drogowe, których nie zobaczysz w Europie: uwaga na kangury, uwaga na wombaty, uwaga na misie koala, uwaga na strusie
Sprawdzaj przejezdność dróg w internecie, całe wybrzeże wschodnie jest położone prawie na poziomie morza, więc wystarczy intensywny deszcz tropikalny i występują podtopienia, które mogą przeszkodzić Twojej podróży.
Największe farmy krów, owiec, byków.
Wszechobecne papugi Kakadu i dwa inne rodzaje bardzo kolorowych papug, które wieczorem zbierają się na wybranych drzewach i wymieniają informacje o mijającym dniu - kilkadziesiąt decybeli.
Wiszące na drzewach nietoperze w Cairns, kilkukrotnie większe od tych w Polsce.
Ludzie nastawieni na rozwiązywanie problemów a nie ich wyszukiwanie, nawet jak pada deszcz to jest fantastic.
Ze względu na występujące w tym kraju wszystkie klimaty świata (łącznie z nartami w Alpach Australijskimi - Snowy Mountains) Australia jest samowystarczalna w produkcji wszystkich owoców i warzyw na świecie. Daje się zauważyć tendencje do jedzenia w barach szybkiej obsługi ( Fish and Chips, Mc Donald, Hungry Jack itp) i to nie jest dobre, oczywiście w większych miastach są restauracje, wtedy jedzenie jest droższe.
Australia to bogaty kraj, posiadają bardzo duże zasoby surowców mineralnych (złoto, opale, rudy metali, węgiel itp.) co pozwala im być mocno niezależnym. Australijczycy kochają uprawiać sport, od joggingu, surfowania, żeglowania po grę w rugby,  piłkę, tenisa. Mają bardzo dobrze zorganizowane Parki Narodowe po których bezpiecznie można się poruszać. Symbolem drzewa Australii jest eukaliptus (występujący w kilkudziesięciu odmianach) oraz drzewa paproci w części tropikalnej wybrzeża. Mięsa z knagura Ozzie po prostu jeść nie wypada - to ich symbol narodowy. Serwowane jest w restauracjach i zamawiany najczęściej przez obcokrajowców. Na farmach krokodyli można spróbować mięsa krokodyla. No i oczywiście mają najzdrowszy beef na świecie (steki pierwsza klasa) krowy wypasają się tylko w naturalnych warunkach na olbrzymich przestrzeniach - pastwiskach, nie sa karmione paszą. No i na koniec kilkaset kilometrów rafy koralowej.  Tak w skrócie wygląda Australia, którą udało nam się zobaczyć.

Ponieważ kilka osób pytało mnie jakie są przykładowe ceny, podaję wybrane: ceny w dolarach australijskich AUD = 3.4 PLN

Piwko w knajpie 4-5 AUD, w sklepie 3 AUD
Kawa 3,5 - 4 AUD
Chleb 4 AUD
Woda 3-4 AUD
Butelka dobrego wina od 20 AUD wzwyż
Banany 2-3 AUD za kg, podobnie inne owoce (w Australii uprawia się owoce z całego świata)
Dobre jedzenie w knajpie od osoby 20-30 AUD
Nocleg w motelu - zależy od standardu 100 - 130 AUD
Wstepy na wieże widokowe, Aquarium, Wildlife.  Srednio 40 AUD za 1 wejście.
Paliwo 1 litr - 1,5 AUD